W drugiej połowie XIX wieku w Europie Środkowo-wschodniej więcej niż Żydów to było tylko Polaków albo Ukraińców. Rzeczypospolita pod zaborami była drugim co wielkości skupiskiem żydowskim na świecie. Tu były – od wieków – synagogi, szkoły, rytualne łaźnie i cmentarze oraz – naturalnie – domy. A żydowski dom zbudowany był przeważnie w małym miasteczku, rzadziej w mieście, Najrzadziej zaś – na wsi.
Archipelag małych miast (sztetl) i miasteczek (klejnsztetl), ciągnący się – mniej więcej – od Bałtyku po Morze Czarne, stał się najważniejszą formą tradycyjnego żydowskiego sposobu na życie (jidiszkajt). Mieszkańcy każdego sztetl i wszystkich sztetłech razem wziętych mieli jak najbardziej własną, jak najbardziej ogólno-żydowską, jak najbardziej pozytywną koncepcję na byt doczesny i pozagrobowy, Wiemy, że cierpliwie czekali na Mesjasza.
By dotrwać Jego nadejścia w jakiej takiej formie – Żydzi środkowoeuropejscy zajmowali się handlem, rzemiosłem, wyszynkiem. Z miejscową ludnością – póki tej nadchodzący XX wiek nie namieszał w głowach – mieli nienajgorsze stosunki. W swoich licznych, wielopokoleniowych, patriarchalnych rodzinach wszyscy razem – rabini, uczeni, bogaci, biedni, nawet żebracy – pielęgnowali swój styl życia, swoje obyczaj, tradycyjne wartości, mozoląc się nad praktycznym stosowaniem nakazów i zakazów zapisanych w księgach religijnych.
Jarmark w małém miasteczku Władysława Szernera to – na pierwszy rzut oka – kompozycja małomiasteczkowej ulicy, drewnianych domów, straganów, tłumu ludzi w kolorowych ubraniach: mężczyzn i kobiet: kupujących, sprzedających, targujących się i tylko asystujących czy przyglądających się. Oraz tajemniczych – ale bynajmniej nie dla współczesnych – połączonych nad dachami słabo widocznym sznurkiem długich pionowych tyczek. Czym jest nazywany przez nie-żydowskich współobywateli ów żydowski telegraf? O tym można się przekonać w najnowszym odcinka historii jednej Grafiki.
drzeworyt sztorcowy
rytował – według rysunku Władysława Szernera – Edward Nicz
„Kłosy” (Warszawa) 1880